Wszystko, o czym za chwilę przeczytasz, wydarzyło się naprawdę. Z tego artykułu dowiesz się jak Franciszek Józef wpłynął na rozwój popkultury, lecz przede wszystkim jaki jest jeden kluczowy element każdej dobrej historii. Przejdźmy zatem do rzeczy.
Spis treści
Jak zaczynać opowieść? Nakreślmy krajobraz
Wyobraź sobie łemkowską wieś gdzieś w Beskidach, między ziemiami polskimi a słowackimi. Proste drewniane chałupy stojące wzdłuż błotnistych dróg poprzecinanych głębokimi koleinami. Co jakiś czas kapliczka, dookoła piękny pejzaż. Było ich dwoje – Julia i Andrij Warhola. Ona miała 17, a on 20 lat. Zakochali się w sobie i wzięli ślub. Dlaczego tak wcześnie? Cóż, było to 100 lat temu, kiedy realia były troszeczkę inne. Pamiętasz na pewno ze szkoły, co wydarzyło się w 1914 roku? Zgadza się – Franciszek Józef wypowiedział Serbii wojnę, a to zapoczątkowało konflikt trwający cztery długie lata. Co oznaczało to dla Andrija? Koniec miłosnej sielanki i pobór, który mógł się skończyć nagłą śmiercią w jednym z tysięcy frontowych okopów. Gdy oddział Andrija został rozbity, ten zdezerterował, wrócił do rodzinnej wsi, ruszył następnie do Galicji, później przez Sanok do Gdańska na okręt i na koniec do Ameryki. Tam w kopalni węgla znalazł pracę ciężką, ale pozwalającą przetrwać.
Co natomiast z Julią? Po wojnie Andrij kupił jej bilet z Gdańska do Ameryki. Wysłał list, w którym napisał, aby przyjechała czym prędzej. Julia nie umiała jednak czytać. Gdy list dotarł, pop odczytał jej jego treść. Nie wiedziała co zrobić. Przecież jego mogło już tam nie być. Pełna obaw jednak ruszyła do Gdańska. Zapakowała do małego tobołka trochę słoniny i suchego prowiantu, żeby mieć co jeść. Gdzie nocowała? Między innymi w kapliczce oraz wśród ludzi, którzy zlitowali się nad nią. Przez wiele dni po prostu szła. Buty zakładała jedynie wtedy, kiedy przechodziła przez miasta. Oszczędzała je. Przebyła w ten sposób 700 km i odpłynęła do Ameryki. Gdy zeszła na ląd ze zdjęciem męża w portfelu, była nieprawdopodobnie umordowana. Andrij również był zmęczony życiem, wszak pracował w kopalni. Warunki pracy były ciężkie. Poznał ją jednak i zamieszkali razem.
Rok później urodził im się syn Paweł, potem drugi Jan, a na koniec trzeci Andrzej. W dokumentach należało to zapisać odpowiednio Paul, John i Andrew. Nazwisko jednak urzędnik zapisał tak, jak słyszał, czyli Warhol. I tak już zostało. Żyli biednie i do głowy by im nie przyszło, że ich najmłodszy syn przejdzie do historii jako ten Andy Warhol – ikona popkultury, twórca niezliczonych dzieł uchodzących współcześnie za ikoniczne.
Rodzina nigdy nie wróciła do rodzinnej wioski. Gdybyś jednak Ty znalazł się nieopodal rodzinnych stron rodziców Andy’ego Warhola, pamiętaj o jednym – jak nieprawdopodobne, zaskakujące i piękne jest życie.
O czym pamiętać, opowiadając historię?
Czego uczy nas ta opowieść w kontekście opowiadania historii? Myślę, że co najmniej dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że dobra opowieść zawiera element zaskoczenia. W tym wypadku dla osób mniej znających życiorys Warhola takim elementem było to, że właśnie on narodził się ze związku, który patrząc dzisiejszymi kryteriami, w zasadzie nie miał prawa przetrwać. Kiedy snujemy opowieść o podróży Julii, wydaje się ona opowieścią o miłości. Tak naprawdę jednak jest ona jeszcze o czymś, o czym przesądza miłość, a w zasadzie jej nieoczekiwany owoc. Ukryj więc jakąś informację tak, żeby wybrzmiała dopiero w puencie pod koniec. Niech słuchacz będzie zaskoczony. Co właściwie znaczy jednak pod koniec? Jest wiele schematów narracyjnych – piramida Freytaga, monolit, schemat bajki. Każdy ze schematów rządzi się swoimi prawami. Każdy z nich ma jednak początek, środek i koniec. I właśnie koniec jest miejscem na element zaskoczenia, o którym tu mówimy. W związku z tym w każdy z tych schematów możesz wpleść ten element. Coś, co sprawi, że odbiorca będzie miał buzię otwartą ze zdziwienia, zachwytu i zaskoczenia. Jeśli nie fizycznie, to przynajmniej mentalnie. Historia tej miłości sama w sobie jest fascynująca i obfituje w wiele zaskakujących zwrotów akcji. Dezercja, wyjazd do Ameryki, niesamowita podróż Julii. Gdy jednak odkrywasz tę jedną kartę na końcu, opowieść zyskuje dodatkowy walor.
Czego jeszcze uczy nas ta historia w kontekście opowiadania? Tego, że nawet jeśli nie masz własnych historii, to możesz gromadzić cudze nie tylko po to, aby je powtarzać, lecz także dlatego, aby inspirować się do tworzenia własnych. Dzięki temu możesz z większym przekonaniem inspirować lub zaciekawiać odbiorców. Według mnie osobista opowieść działa silniej. Jestem gorącym zwolennikiem tezy, że zanim o czymś powiemy, warto samemu to przeżyć lub przynajmniej wczuć się w cudzą opowieść w taki sposób, by nasze emocje oddawały prawdę o cudzej historii. Jest jeszcze jeden walor historii tworzonych przez nas samych – być może bowiem dzięki nim, to inni będą je opowiadali i inspirowali swoich słuchaczy. Serdecznie Ci tego życzę! Jeśli chciałbyś dowiedzieć się jak opowiadać w sposób ciekawy, potrafić zainteresować słuchaczy lub po prostu mówić lepiej, to zapraszam Cię do skorzystania między innymi z mojego szkolenia z prezentacji i wystąpień publicznych lub kursu wystąpień publicznych.
Sprawdź moje usługi